Zmagali się z tym problemem 156 lat. Lody z piwa. Doskonałe orzeźwienie na upały. Schudła ponad 90 kilogramów. Wojciechowska pokazała zdjęcia
Tych przebojów lat 90. słuchamy do dziś! Piosenki z lat 90. to utwory, które mimo tych wszystkich lat, wciąż nie tracą na popularności i zna je każdy z nas. Oto zestawienie kilku z nich, na pewno je znacie i warto sobie o nich przypomnieć. Kim jest Brat Grzegorza Markowskiego? Źródło: VIPHOTO / EAST NEWS. rozrywka. Klimiuk.
Firma Handlowo-Usługowa „Delfin” powstała na początku lat 90-tych w Tomaszowie Lubelskim. Jako przedsiębiorstwo rodzinne zajmujące się sprzedażą mrożonek, lodów, drobiu, ryb i przetworów rybnych, w 2015 roku obchodziło 25-sto lecie funkcjonowania na rynku. Aktualna oferta została poszerzona o wyroby garmażeryjne oraz serwis
Do przygotowania pysznych lodów z dawnych lat potrzebne są tylko trzy składniki. To przepis na domowe lody czekoladowe, które smakują zupełnie jak te sprzed lat. Aby zrobić lody jak dawniej, potrzebne będą: śmietanka kremówka o zawartości tłuszczu 36%. słodzone mleko skondensowane z puszki.
. Lody w Lodziarni pod Dębem · fot. Kultowa lodziarnia nieopodal dworca kolejowego powstała w 1991 roku. Pani Jolanta Hałas wraz z mężem oferowali w niej początkowo tylko lody kręcone w podstawowych smakach. Z czasem doszły polewy, które do dziś cieszą się ogromną popularnością wśród klientów. Jakiś czas po otwarciu działalność została rozszerzona o gastronomię. Dzięki temu przy dworcu przez lata można było zjeść ciepły obiad, zapiekankę lub frytki i poraczyć się rozgrzewającą zupą. Pod okienkiem, z którego pani Jola wydawała lody, ustawiały się natomiast kolejki chętnych, nie brakowało rodzin z dziećmi i podróżujących. Co tu dużo mówić - lody kręcone pod wielkim, okazałym wówczas dębem, od początku istnienie cieszyły się uznaniem. Lodziarnia Pod Dębem, ul. Kościuszki 26 · fot. Ela / Co było potem? Potem nadeszły zmiany, które dla gastronomii i lodów Pod Dębem oznaczały jedno - koniec działalności. W związku z budową centrum przesiadkowego i remontem dworca, lokal przestał istnieć. Właścicielka nie poddała się jednak i w 2018 roku reaktywowała lody w nowym pawiloniku między Placem Wolności a Shefferwillą. Wtedy do oferty doszły też innowacje, na przykład lody w typie flurry lub aromatyczna kawa z porcją loda włoskiego. Polew jest co niemiara, do deseru można zamówić również posypkę, bitą śmietanę oraz świeże owoce. W czym tkwi fenomen lodów serwowanych w Pod Dębem (a teraz w zasadzie pod lipą)? Pani Jola od zawsze korzysta z usług tego samego dostawcy surowców, skrupulatnie dba o swoje maszyny, kupuje świeże produkty, zawsze sama kosztuje lodów, aby sprawdzić, czy smak i właściwości są w porządku. W sezonie jest w lodziarni codziennie i obsługuje setki klientów, którzy są gotowi czekać na swoją kolej nawet w upale lub w deszczu, gdyż smak lodów wynagradza im wszystko. Wśród nich niezmiennie rodziny z dziećmi, turyści, podróżujący koleją i rowerzyści, dla których lodziarnia jest ciekawym przystankiem na trasie. Do pani Joli zachodzą zarówno podróżni wracający akurat z PKP, jak i klienci, którzy w wolnej chwili wsiadają w samochód i jadą na lody specjalnie tutaj. Lodziarnia Pod Dębem słynie ze słusznych porcji. Tu nawet mały lód jest duży. Za 5 zł kupimy właśnie takiego małego loda w podstawowej wersji. W ofercie są też lody mini. Lodziarnia Pod Dębem działa sezonowo. Otwiera się końcem kwietnia, zamyka jesienią, kiedy chłód naprawdę daje się we znaki. Nazwa tego miejsca sprowadza nasze myśli ewidentnie w kierunku kawy, ale tak jak można się tu napić nie tylko czarnej i białej, tak też można spróbować licznych smakołyków. Poza domowymi ciastami, rogalikami marcińskimi i finezyjnymi deserami z witryny, w Black & White zjemy także gofry, gofrokanapki, tosty na słodko i słono, gofry bąbelkowe również na słodko i słono oraz owsiankę, typową pozycję oferty śniadaniowej. Właścicielka, Maria Białas, rekomenduje również letnie, domowe lemoniady, mrożone herbaty i kawy, a także koktajle piwne. Zaraz, zaraz, czy przypadkiem nie zapomnieliśmy o czymś? No tak, lody! Black & White Cafe, Plac Targowy 12 · fot. Ela / Tych w Black & White możemy kosztować przez cały rok. Zawsze znajdziemy tu 6 smaków, które zmieniają się systematycznie. Do najpopularniejszych zaliczymy czekoladę, truskawkę, śmietankę, sorbet marakuja z pomarańczą, brownie, oreo, słony karmel, malinę, borówkę na śmietance, lody krówkowe i kawowe latte. Dużą popularnością cieszy się też smak mascarpone z owocami. Lody dla Black & White produkuje firma GRAMY, znana tyska lodziarnia, która chwali się wytwórstwem lodów na świeżej śmietanie i świeżym mleku, z udziałem miodu prosto z pasieki, cukru trzcinowego, świeżych owoców z rodzimych plantacji czy naturalnych bakalii. W kawiarni Black & White zjemy lody w ciekawych okolicznościach, można by powiedzieć - przyrody - jednak jak wiemy lokal jest usytuowany w centrum tzw. starej targowicy, gdzie większość przestrzeni zagarnął parking. Maria Białas stara się jednak, aby jej kawiarnia była swego rodzaju azylem od hałasu i widoku samochodów. Wewnątrz możemy więc ukryć się przy stolikach w kształcie domków, popatrzeć na zielone ściany i powspominać górskie szlaki. Na zewnątrz możemy z kolei usiąść w niedużym patio, które powoli obrasta bluszczem. Do lokalu chętnie zaglądają zarówno zakupowicze w pędzie sprawunków, osoby chcące popracować, rodziny z dziećmi, znajomi, pary. Wyjątkowo to miejsce upodobali sobie także seniorzy. Gałka lodów kosztuje tutaj 6 zł. Dostępne są także dodatki, takie jak pianki, lentilki czy robione na miejscu słodkie polewy. Kawiarnia działa już 2,5 roku. W styczniu 2020 zastąpiła prosperującą tu wcześniej Coffee Factory. Piekarnia-cukiernia U Brzęczka jest kolejną w Pszczynie, która zdecydowała się na produkcję własnych lodów. Być może niektórzy z czytelników pamiętają jak w latach 90. przy ul. Słonecznej poza pieczywem i słodkimi wypiekami można było kupić także lody gałkowe. Wtedy jednak nikt jeszcze nie myślał o samodzielnym wytwórstwie lodów, te serwowane w piekarni były zakupywane z zewnątrz. U Brzęczka, ul. Słoneczna 6 · fot. Ela / Dziś U Brzęczka skosztujemy natomiast wyłącznie lodów własnej produkcji, która odbywa się właśnie tu, przy. ul Słonecznej. Lody trafiają potem nie tylko do najbliższej witryny, ale też do punktu na Piekarskiej przy rynku w Pszczynie, do Pawłowic, Tychów, Bielska-Białej oraz Kóz. Co ciekawe, gałka kosztuje 4 zł - niewiele jak na obecne realia, ale Tomasz Brzęczek podkreśla, że póki co nie ma zamiaru podnosić ceny. Opowiada za to, jak w piekarni zrezygnowano z kupowania gotowych lodów i podjęto decyzję o wytwórstwie własnych. Okazuje się, że lodową recepturę, z której - po dostosowaniu jej do czasów współczesnych - udostępnił im przyjaciel z branży, prowadzący swój biznes w Częstochowie. Posiadał on i wykorzystywał tradycyjny przepis na lody, przekazywany z pokolenia na pokolenie, a pochodzący z Włoch, gdzie jego rodzina miała korzenie. Recepturę ujawnił w zamian za tradycyjny, brzęczkowy przepis na chleb. W ten sposób produkcja lodów w piekarni rozpoczęła się w 2006 roku. Na początku odbywała się przy. ul. Dworcowej, gdzie wieczorami lub w nocy pracownicy własnoręcznie wyrabiali masę, a później przepuszczali ją przez maszynę do lodów włoskich, by następnie przez cały dzień sprzedawać świeże lody. Po dwóch latach zakupiono nowy sprzęt i przeniesiono się do głównej siedziby. Tomasz Brzęczek pokazuje nam po kolei wszystkie maszyny i objaśnia etapy produkcji lodów. Widzimy dojrzewalnik, do którego trafia wyrobiona podstawa lodów, aby tam dojrzewać przez dobę, następnie frezer czy zamrażarkę szokową. Dookoła stoją świeże owoce, gotowa do użycia czekolada, śmietanka czy włoskie pasty. Za udaną produkcję odpowiadają tu pani Natalia oraz pan Józef. Pani Natalia wymienia z marszu smaki, jakie tworzy z dostępnych surowców. Na co dzień w witrynie dostępnych jest ich 10, ale asortyment obejmuje ponad 40. Oprócz klasyków i tradycyjnych smaków, mamy lody pistacjowe czy ciekawe sorbety, na przykład o smaku owoców granatu lub czerwonej pomarańczy. Interesująco smakują również połączenia limonki, cytryny i imbiru oraz lody o nazwie "smocze lato", w których skład wchodzą arbuz, pitaja oraz opuncja. Dużą popularnością od lat cieszą się także lody cookies. Jak mówi pani Natalia, chyba dlatego, że jest w nich też czekolada i coś do pochrupania. Ela /
Te słodycze były hitem lat 90. Które produkty zniknęły ze sklepowych półek? Sprawdź przysmaki, za które płaciliśmy min. 10 groszy! wikimedia commonsPamiętasz czasy, w których królem osiedla był ten, kto miał 50 groszy w kieszeni? Dokładnie tyle wystarczyło na oranżadę w proszku, wodnego loda „pałeczkę” i 5 gum kulek. Nieco więcej płaciliśmy za czeskie Lentilky czy trójkątne wafelki. Na sklepowych ladach nie brakowało ciepłych lodów a kolorowe lizaki wybierało się ze względu na motyw, nie smak. Zobacz słodycze, które zniknęły już ze sklepów i te, które wciąż możemy kupić. Zapraszamy na wirtualną wycieczkę w przeszłość. Słodycze sprzed lat, które zniknęły bezpowrotnieNiektóre produkty, które miały osłodzić szarą rzeczywistość, zniknęły już ze sklepowych półek, inne rozwinęły produkcję i robią dobry biznes na historycznej popularności. Jednym z popularnych przysmaków były ciepłe lody. W przeszłości dostępne w każdym sklepiku osiedlowym, aktualnie trudno je dostać nawet w dobrych cukierniach. Kiedyś dodatek do każdych zakupów, teraz trudno dostępny rarytas. ZOBACZ TAKŻE: KULTOWE DOBRANOCKI - pamiętasz swoje ulubione? >>>Gumy do żucia, papierki do zbieraniaGumy Donald, TURBO znane były ze swojego krótkotrwałego smaku, charakterystycznego zapachu i ...kolorowych dodatków. Kto by pomyślał, że na naklejkach z gum może będzie dobrze zarobić? Jak się okazuje, wszyscy Ci, którzy za młodu zainwestowali drobne w gumy do żucia i okazali się zbieraczami, mogą teraz zbierać plon. Inwestycja zwraca się kilkukrotnie. Inaczej sytuacja się miała z gumą SHOCK, która na jakiś czas zniknęła ze sklepowych półek, żeby wrócić z przytupem. Fani wykrzywiających buzię, kwaśnych gum mogą być zachwyceni, znowu znajdziemy je na sklepowych ladach. Do kupienia na sztuki. Lizaki kolorowe i z gwizdkiemNajpopularniejsze słodycze dostępne w szkolnych sklepikach to gumy do żucia i lizaki. To niezaprzeczalny fakt. Te produkty są zwykle najtańsze i żadne dziecko nie musi rozbijać skarbonki, żeby je zdobyć. Kilkanaście lat temu prym wiodły lizaki z kolorowym motywem (owoców lub kwiatów) albo lizaki z gwizdkiem. Te drugie najszybciej znikały z patyczka, ponieważ ten był jednocześnie gwizdkiem, który mógł służyć do dalszej zabawy. Sędziowie korzystali z niego w różnego rodzaju rozgrywkach, wyścigach itp. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
Koncentrat przeznaczony do produkcji lodów świderków został stworzony z najlepszej jakości, starannie wyselekcjonowanych, polskich składników. Przy jego tworzeniu zadbano o każdy, nawet najmniejszy szczegół, tak aby wyprodukowane lody miały idealny smak, intensywny kolor i z łatwością nakładały się na wafelek. Po odpowiednim przyrządzeniu mieszanki, posiada ona jednorodną postać, która po wlaniu do zbiornika maszyny nie rozwarstwia się. Wyprodukowane lody charakteryzują się delikatną, kremową konsystencją i wyjątkowym smakiem. Koncentrat przeznaczony do produkcji lodów świderków jak za dawnych lat! Smak, na który czekali właściciele lodziarni w całej Polsce oparty na tradycyjnych recepturach z lat 70 -tych i 80 -tych. Mamy go tylko my!!! Smak: śmietanka PRL Sposób użycia: 1 kg proszku rozpuścić w 2 L wody pitnej, mieszać do uzyskania jednolitej konsystencji. Odstawić na 15 minut do lodówki, a następnie wlać do zbiornika maszyny. Przechowywanie: przechowywać w suchym i chłodnym miejscu Opakowanie: 2 kg Opakowanie zbiorcze: 5 x 2 kg Indeks P1249 Data dostępności: 2022-01-01 Specyficzne kody
- Lody gotowaliśmy na kuchni węglowej. Potem studziliśmy je w basenach wodnych - pierwszą pracę z lat 60. dla Rzeszowskich Zakładów Gastronomicznych wspominał Kazimierz Rak, znany rzeszowski mistrz cenią tradycyjny smak i recepturę zimnych smakołyków przygotowywanych przez cukiernię Kazimierza Raka i Juliana Orłowskiego. Przypominamy naszą rozmowę, jaka była historia lodów w Rzeszowie. - To były lata 60. Po skończeniu szkoły przy Spytka Ligęzy poszedłem do pracy w Rzeszowskich Zakładach Gastronomicznych. W zimie pracowaliśmy w cukierni na Fornalskiej, a na lato część chłopaków była oddelegowana do pomocy w lodziarni. Szefem wtedy był tam pan Kruczek, brat dawnego sekretarza - opowiadał nam pan Kazimierz, mistrz cukiernik. Wspominał, że "centralna lodziarnia na miasto Rzeszów" mieściła się w kamienicy naprzeciw zamku, w okolicy ul. Szopena. - Nie było wówczas takich pasteryzatorów jak dziś. Lody gotowaliśmy więc na kuchni węglowej, a potem studziliśmy w basenach wodnych - opowiadał. - Pasteryzowało się je do próby róży. Na czym polegała? Nabierało się masę na łyżkę i z góry dmuchało. Jak robiły się fałdy, było w porządku. Teraz mamy termometry. Pasteryzujemy do 85-87 stopni. Lody kręciło się w maszynach, później przekładało do konwi obłożonych dookoła ciasno drobno tłuczonym lodem, a następnie lądowało to w drewnianych Warstwa lodu, sól, warstwa lodu, sól - mówili nam cukiernicy. - Ta sól powodowała, że rosła minusowa temperatura. Do minus siedmiu, minus dziesięciu stopni. Skąd w lecie brano tyle brył lodu? Skupowany był w zimie. - Pamiętam, że to wozacy z Drabinianki, którzy w lecie transportowali piasek z Wisłoka i Lisiej Góry, w zimie zwozili lód do lodziarni, wydobywany z Wisłoka i okolicznych stawów przy dwóch cegielniach na Rejtana. Gruby na około 40-50 cm. Takiego lodu teraz nie ma. Teraz tak stawy nie zamarzają. Cukiernik wspominał, że wozacy najpierw wydobywali te bryły sztangami, a w późniejszych latach cięli je już piłami mechanicznymi. Lód zwozili do potężnych dołów wykopanych obok kamienicy. Doły obłożone były około 40-centymetrową warstwą trocin. - Te lodowe pryzmy z wierzchu też były zasypywane trocinami. Tak składowany lód do konserwacji lodów do jedzenia wytrzymywał praktycznie od zimy do zimy. W ogóle się nie topił. Zakonserwowane w beczkach i lodzie desery rankiem chłopy brały na wózki dwukółki i ciągnęły do drewnianych białych budek ustawionych w różnych punktach Najsilniejszy mężczyzna potrafił ze trzy beczki załadować i dotaszczyć. A każda ważyła jakieś 60 kilo. Kolejka rozwozicieli ustawiała się dzień wcześniej, już od 8 wieczorem. Przez noc panowie siedzieli na krzesełkach, drzemali, rozmawiali. - Lody nakładało się łyżką. Albo na andruta, albo na waflowe muszelki. Takiego pieroga się z nich robiło - opowiadał pan Kazimierz. Wielkiego bogactwa smaków nie było. Kręcili lody mleczne, a gdy był sezon na owoce, to także truskawkowe. Nie było salmonelli, nie było żadnych zatruć. Ludzie czekali na lato i lody z utęsknieniem, bo nikt wtedy lodów w zimie nie To były najlepsze delicje w mieście?- Innych nie było, więc te były najlepsze. Ale tak poważnie, to naprawdę były dobre. Na tej tradycyjnej bazie robimy je w naszej cukierni do cukiernię założyli na Nazwa typowa do ulicy. Błoto po kolana, jakby kto czołgiem przejechał. Deszcz padał, a ludzie i tak szli w gumiakach do nas. A znajomi wcześniej ostrzegali, co wy robicie, tu wam nikt nie przyjdzie. Myśmy mówili: jak będzie dobry wyrób, to przyjdą. I tak było. Teraz pewnie by nikt nie przeszedł po takiej drodze, ale to były inne czasy. Po lody ustawiały się kolejki. Naprawdę fajnie i miło to wspominamy. Marzeniem cukiernika była maszyna do kręcenia lodów. - Bardzo ciężko o nią było, ale po trudach kupiliśmy jedną. To było jednak za mało. Lodów brakowało. Ludzie stali w kolejce i denerwowali się. Zimą rozebrali więc maszynę w drobny mak i zlecili fachowcom, żeby odwzorowali części i poskładali nowe urządzenie. - Takie to były czasy, że cukiernik musiał sam sobie zrobić maszynę, żeby kręcić lody. Piec też wykonał nam zaprzyjaźniony ślusarz. Serwowali lody śmietankowe i truskawkowe, a na sobotę i niedzielę starali się także czekoladowe i bakaliowe. Dodatkami były np. dynia, gruszka, cukinia. Na rodzynki obowiązywał przydział, na czekoladę i kakao też. Pan Julian wspominał, że jego ojciec do produkcji lodów - a robił je w domu na Okrzei, na dużo mniejszą skalę niż w zakładach gastronomicznych - używał jeszcze maszyny na Miał wynajętą działkę ze swoim składowiskiem lodu. Dostał zezwolenie na handel obwoźny. Stał na 3 Maja, pod stacją, na placu Wolności. Nie miał budki, lecz wózek z beczką i przykrywką. Szło wszystko od ręki. Starsi pamiętają dawne cukiernie z lodami w mieście. Lecha na Krakowskiej, Krupy i Skrobacza, słynny Hortex, czy lody Bambino w delikatesach . Pan Orłowski pamięta też, że lody do Kosmosu powstawały w Asie przy Jagiellońskiej, gdzie 3 lata był szefem. - Były na śmietanie kremówce, trzydziestce. Sprzedawane do pucharków, na gałki. Kosztowały trochę kasy. Polecane ofertyMateriały promocyjne partnera
lody z lat 90